Esencja brytyjskości. Londyński zespół zaklina gitary i z pełną premedytacją powraca do brzmień lat 80-tych. Każda nuta z "Part Monster" zabrzmi znajomo dla tych, którzy muzyki zaczęli słuchać w drugiej połowie lat 80-tych, a do tego głos, jakby wyrwany Morriseyowi z gardła. Raz brzmią jak Sonic Youth a raz jak New Order... To przestrzenne gitarowe brzmienie zawdzięcza ten album zapewne producentowi, Guyowi Fixsenowi (Laika), który wiele pomógl wcześniej producencko przy nagraniach takich tuzów jak Pixies, Moonshake, Breeders, Stereolab czy My Bloody Valentine. Swym siódmym albumem (niektórzy liczą, że dziewiątym - to kwestia metodologii) Glen Johnson (założyciel i jedyny stały muzyk zespołu od samego początku) z zespołem eksploruje tylko dla niego zarezerwowane pole "goth-rocka", jak sam mówi: "Tworzymy własną scenę i jesteśmy jej jedynym reprezentantem".
[...więcej...]